środa, 5 czerwca 2013

O ZWIERZĘTACH I NIEOCZEKIWANYCH BIOGRAFIACH



Najlepszym wstępem do naszego wpisu będzie „Powszechna deklaracja praw zwierząt”, która ukazuje nam ich niepodważalne prawa. Będziemy starały się ukazać problem, jakim jest wykorzystanie zwierząt do badań i brak zrozumienia dla ich cierpienia.

Powszechna deklaracja praw zwierząt
Brzmienie ostatecznego tekstu przyjętego przez Międzynarodową Ligę Na Rzecz Praw Zwierząt i należące do niej ligi krajowe na Trzecim Międzynarodowym Spotkaniu Na Temat Praw Zwierząt (Londyn, 21-23 września 1977). Deklaracja, ogłoszona 15 października 1978 r. przez Ligę Międzynarodową i należące do niej ligi krajowe, stowarzyszenia oraz osoby prywatne, których wolą jest współdziałanie z Ligą, będzie przedłożona Organizacji Narodów Zjednoczonych Do Spraw Oświaty, Nauki i Kultury (UNESCO) i Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNO).

PREAMBUŁA

Zważywszy na to, że wszystkie zwierzęta mają prawa,
Zważywszy na to, że lekceważenie i pogarda dla praw zwierząt przejawiła się i przejawia się pogwałceniem przez człowieka praw natury i zwierząt,
Zważywszy na to, że uznanie przez gatunek ludzki praw do istnienia innych istot żywych, takich jak zwierzęta, jest podstawą współistnienia tych gatunków na świecie,
Zważywszy na to, że dokonano masowych zbrodni na zwierzętach i że stale istnieje groźba ich popełnienia, 
Zważywszy na to, że poszanowanie zwierząt jest bezpośrednio powiązane z poszanowaniem człowieka, 
Zważywszy na to, że od dzieciństwa człowiek powinien być uczony obserwacji, zrozumienia, poszanowania i kochania zwierząt, NINIEJSZYM OGŁASZA SIĘ:

Artykuł 1 

Wszystkie zwierzęta rodzą się z równym prawem do życia i do istnienia.
Artykuł 2

1. Wszystkie zwierzęta mają prawo do szacunku. 
2. Człowiek, jako przedstawiciel gatunku zwierząt, nie może rościć sobie praw do wyniszczenia lub nie licującego z godnością ludzką wykorzystywania zwierząt. Jego obowiązkiem jest wykorzystywanie swej wiedzy dla dobra zwierząt.
3. Wszystkie zwierzęta mają prawo do opieki, troski i ochrony ze strony człowieka.

Artykuł 3 

1. Żadne zwierzę nie może być źle traktowane lub być obiektem okrutnego traktowania. 
2. Jeżeli zwierzę ma zostać zabite, to akt ten powinien być wykonany natychmiast i bez dodatkowego cierpienia.

Artykuł 4

1. Wszystkie zwierzęta mają prawo do życia na wolności w ich środowisku naturalnym, którym może być ląd, powietrze lub woda, oraz powinny mieć prawo do prokreacji. 
2. Pozbawienie dzikich zwierząt wolności, nawet w celach naukowych, jest naruszeniem tego prawa.

Artykuł 5 

1. Zwierzęta z tych gatunków, które tradycyjnie zamieszkują wśród ludzi, mają prawo do życia i wzrastania w rytmie i warunkach typowych dla tych gatunków.
2. Jakiekolwiek zakłócenie tego rytmu lub warunków jest naruszeniem tego prawa.

Artykuł 6

1. Wszystkie zwierzęta domowe maja prawo do naturalnej śmierci. 
2. Porzucenie zwierzęcia jest okrutną i hańbiącą praktyką.

Artykuł 7 

Wszystkie zwierzęta pociągowe mają prawo do odpowiedniego ograniczenia czasu trwania i intensywności ich pracy, do odpowiedniego pożywienia i odpoczynku.
Artykuł 8 

1. Wykonywanie na zwierzętach eksperymentów przynoszących im cierpienie fizyczne i psychiczne jest sprzeczne z prawami zwierząt, bez względu na to, czy są one dokonywane w celach naukowych, medycznych, komercyjnych lub innych.
2. W tych przypadkach muszą być stosowane lub opracowane metody zastępcze.

Artykuł 9

W sytuacji, kiedy zwierzęta są wykorzystywane w przemyśle spożywczym, powinny one być hodowane, transportowane, przetrzymywane i zabijane bez zadawania zbędnego cierpienia.
Artykuł 10

1. Żadne zwierzę nie może być wykorzystywane dla rozrywki człowieka.
2. Wystawy i widowiska z udziałem zwierząt uwłaczają ich godności.

Artykuł 11

Każda praktyka stanowiąca bezmyślne zabijanie zwierzęcia jest zabójstwem żywego organizmu, to jest przestępstwem przeciwko życiu.
Artykuł 12 

1. Każdy akt masowego zabijania dzikich zwierząt graniczy z ich zagładą, to jest przestępstwem przeciwko gatunkowi. 
2. Zanieczyszczanie i niszczenie środowiska naturalnego prowadzi do masowej zagłady zwierząt.

Artykuł 13

1. Martwe zwierzęta powinny być traktowane z szacunkiem. 
2. Filmy zawierające sceny brutalnego traktowania zwierząt powinny być usunięte z kin i telewizji, z wyjątkiem filmów przeznaczonych do celów edukacyjnych.

Artykuł 14

1. Organizacje, które bronią praw zwierząt powinny mieć swoich przedstawicieli w rządzie. 
2. Prawa zwierząt, podobnie jak prawa człowieka, powinny być prawnie usankcjonowane.


Podczas czytania artykułów o morderstwach, zamachach terrorystycznych i innych podobnych zbrodniach, nazywamy ludzi, którzy są za nie odpowiedzialni, mianem zwyrodnialców, bestii i zwierząt. Czy to ostatnie określenie jest aby na pewno słuszne? Czy ludzie przekonani, że zwierzę to nic nieczujący i niemyślący przedmiot, mają rację?

Zwierzęta to jedynie bezduszne, bezrozumne stworzenia, mechanicznie reagujące na różne bodźce – twierdził Kartezjusz.

Nie ma wątpliwości co do wyjątkowości człowieka. Jesteśmy z pewnością najbardziej inteligentnymi ze znanych stworzeń. Tylko, że sama wyższa inteligencja nie decyduje o wyższej wartości danej istoty. Jak wiadomo, inteligencja używana jest w różnych celach.
Od stuleci zwierzęta uzależnione były od naszych kaprysów, zachcianek, idei, bezmyślności i głupoty. Nie miały prawa do własnego życia i świata. Stanowiły jedynie dopełnienie ludzkiej egzystencji. Są fenomenem biologicznym na nie mniejszą skalę niż my – ludzie. Odrębnymi jednostkami ze swoimi pragnieniami i potrzebami, często dla nas zupełnie niepojętymi i niezrozumiałymi. Jednak istotę ludzką i zwierzęta łączy wspólna dla nas wszystkich zdolność odczuwania bólu i cierpienia. Szersze spojrzenie na kwestię praw zwierząt, wyzbyte nagromadzanych przez wieki stereotypów i uprzedzeń, jest niezbędne jeżeli idea wyzwolenia zwierząt ma się kiedykolwiek spełnić.
Co roku na całym świecie w laboratoriach uniwersyteckich oraz komercyjnych używa się setek milionów zwierząt do celów badawczych. Myszy, szczury, chomiki, króliki, szynszyle, psy, koty, świnie, owce, ptaki, gady, ryby, naczelne – cierpią męczarnie, biorąc udział w różnorakich doświadczeniach naukowych.
Zarażamy je wirusami, manipulujemy ich DNA, zapładniamy, by później zabić ciężarną matkę i móc pracować na płodach, głodzimy, by poznać wytrzymałość organizmu, aplikujemy na ich skórę i oczy środki chemiczne, zmuszamy do wdychania toksycznych substancji, wywołujemy paraliż, poddajemy promieniowaniu lub wysokiej temperaturze.
Postęp naukowy jest jednym z filarów współczesnej kultury i świata. Pociąga za sobą wiele korzyści dla ludzkości, jednak ma też swoje limity. Przykładowo, znaczna większość społeczeństwa byłaby przeciwna eksperymentowaniu na ludziach wbrew ich woli, nawet jeżeli takie badania prowadziłyby do wielkiego postępu w dziedzinie leków lub szczepionek. Stąd też logicznym jest, że kryteria te powinny obwiązywać zarówno ludzi, jak i zwierzęta, skoro mamy takie same zmysły, podobne emocje, tak samo odczuwamy i reagujemy na ból, czy strach.

Nie od dziś wiadomo, że istnieje szereg metod badawczych, które nie bazują na modelu zwierzęcym. Stanowią one cenne źródło wiedzy, są doceniane w świecie naukowym, a nie powodują cierpienia. Do metod takich możemy zaliczyć:
  • badania populacyjne, polegające na dokładnym monitorowaniu określonej grupy ludzi – dzięki nim poznaliśmy mechanizmy przenoszenia się chorób zakaźnych, takich jak wirus HIV, dzięki czemu możliwa jest praca nad metodami zapobiegania jego rozprzestrzenianiu się;
  • badania populacyjne porównawcze, które umożliwiają obserwacje różnic i zależności pomiędzy kilkoma grupami ludzi – badaniom tym zawdzięczamy odkrycie m.in. genezy rozwoju szeregu chorób, dzięki czemu nauczyliśmy się im zapobiegać;
  • badania epidemiologiczne – dzięki nim odkryliśmy zależność pomiędzy paleniem tytoniu a rozwojem nowotworów, umożliwiają one także określenie czynników ryzyka rozwoju chorób;
  • badania kliniczne (zarówno na zdrowych, jak i chorych ochotnikach) – pozwalają na testowanie bezpieczeństwa i skuteczności nowych leków, pogłębiają także wiedzę o patogenezie, rozwoju i przebiegu wielu chorób, np. schizofrenii;
  • badania komórkowe in vitro, które są przyszłością nauki – pozwalają na testowanie cytotoksyczności leków i kosmetyków, produkcję szczepionek, przeciwciał, antygenów, licznych białek, czy nawet hodowlę narządów do przeszczepów.
Obecnie funkcjonuje wiele organizacji broniących praw zwierząt. O ile eksperymenty na zwierzętach nie są już przeprowadzane z takim natężeniem jak w dawniejszych czasach, wciąż nie można mówić o całkowitym odejściu od tego procederu.
Wracając do wątku początkowego, czy nazywanie zwierzętami  ludzi, którzy mają na swoim sumieniu zbrodnię, jest słuszne? Często to zwierzęta są niewinnymi ofiarami ludzkiej bezmyślności! Maltretowane, przywiązywane do drzew drutami i pozostawiane samym sobie, wręczane jako prezenty, a potem pozostawiane na ulicach, ponieważ się znudziły, bądź żaden z domowników nie chciał się nimi zajmować.


***
Kolejny temat, który podjęłyśmy dotyczy biografii rzeczy. Na początku chciałybyśmy zarysować to pojęcie. Biografię ujmuje się jako opis historii życia konkretnej osoby. Służy poznaniu człowieka, jego doświadczeń, nastawienia, skupia się głównie na jednostce.  Dzięki niej można poznać dane indywidualne dotyczące świata znaczeń osoby z ujęciem czasu i niestałości dziejów. Biografie przekazują wiele informacji na temat przeżyć jednostki w ciągu jej całego życia oraz wpływu tych przeżyć na sposób jej egzystencji. Świat doświadczany jest przez człowieka. Istniał on przed narodzinami jednostki i będzie istnieć po jej śmierci. A życiorys możemy pojmować jako incydent znajdujący się w obrębie bezstronnej historii ogółu. Rolę człowieka w świecie możemy nazwać więc dominującą.
Warto również zwrócić się w kierunku innych równoprawnych form istnienia takich jak: zwierzęta, rośliny czy rzeczy. Rzeczy, podobnie jak ludzie, mają swoją biografię: rodzą się, bytują i giną (w znacznym stopniu dzieląc z ludźmi swój los). Jednocześnie mówi się o historii życia przedmiotu, które zaczyna się od jego wykonania, a kończy na jego osadzeniu. Rzeczy bywają punktami odniesienia w opisywaniu ludzkiego życia i nadawania mu znaczenia. Owa siła napędowa przedmiotów materialnych złożona jest z dwóch zestawów: pierwszy połączony jest z intencjami i motywami ludzi, drugi przypisuje się warunkom materialnym, w których ludzie funkcjonują.


Weronika B. / Martyna K.



piątek, 12 kwietnia 2013

O NIEOCZYWISTEJ OBIEKTYWNOŚCI FAKTÓW



            Kilka dni temu słuchałem pewnej audycji radiowej. Zdziwiła mnie wypowiedź jednego z redaktorów, który przytoczył wyniki pewnych badań opinii publicznej przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych - dotyczących różnych teorii spiskowych. Tezy takie jak: uważanie prezydenta za antychrysta czy twierdzenie, że światem rządzi tajemnicze stowarzyszenie zmiennokształtnych ludzi-jaszczurów wydają się tak nieprawdopodobne, że nikt o zdrowych zmysłach nie powinien uwierzyć w takie brednie.

            Jednak jakie było moje zdziwienie, gdy sprawdziłem owe doniesienia na stronie http://www.publicpolicypolling.com/ Możemy znaleźć tam informacje o badaniach, z których wynika, iż 4% mieszkańców USA wierzy w ludzi-jaszczury władające światem, 13% uważa ich własnego prezydenta za antychrysta, a 37% nie wierzy w istnienie globalnego ocieplenia. Można by przytoczyć wiele innych, równie dziwnie brzmiących danych, a potem złapać się za głowę i zastanowić czy ludzie na prawdę wierzą w takie rzeczy? Okazuje się, że tak. Człowiek jest w stanie uwierzyć w naprawdę dziwne zjawiska, jeśli wychowa się w kulturze uznającej dane twierdzenia za fakty, lub też jeśli ktoś przedstawi mu to w przekonujący sposób, czy po prostu dane twierdzenia pasują do jego światopoglądu. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to w końcu badania zza oceanu, a tam ludzie są nieco inni i u nas na pewno nikt w takie rzeczy nie wierzy i nie uznał by ich nigdy za prawdę.

Nawet jeśli w Polsce ciężko znaleźć osobę wierzącą w zmiennokształtnych ludzi-jaszczurów, to spora część Polaków za fakty uważa inne, dość oryginalnie twierdzenia, choćby to, iż Adolf Hitler dożył spokojnej starości w jakimś ciepłym miejscu popijając drinki z palemką. Temat katastrofy Tupolewa, czy może raczej „zamachu” - również wzbudza ciągłe kontrowersje.

            Czy możemy w takiej sytuacji mówić o faktach istniejących obiektywnie, czy jedynie o subiektywnych powstałych jako wytwór pewnej kultury? Obydwie te tezy mają swoich zwolenników. Niewątpliwie zwolennik tezy o nieistnieniu globalnego ocieplenia będzie uważał to twierdzenie za fakt obiektywny, jednak osoba niezaangażowana prawdopodobnie uzna takie twierdzenie za subiektywne i wyjątkowo mało prawdopodobne lub nawet za kompletne głupstwo. Nie można zatem określić czy fakty istnieją dopiero w kulturze czy też nie, są obiektywne czy też subiektywne? Oczywiście, każdy ma swój rozum - może mieć własne zdanie na dany temat i może podawać jedynie te argumenty świadczące na korzyść którejś z tez. Nie zmusimy nikogo do zmiany zdania.

            Problem sposobu postrzegania schodzi na dalszy plan kiedy uświadomimy sobie, że jeśli spytamy o  charakter faktu jakiegoś przypadkowego przechodnia, to prawdopodobnie nie usłyszymy konkretnej odpowiedzi, albo co gorsza odpowie on nam skojarzeniem z gazetą, z której można się dowiedzieć, że ktoś nie może spać bo trzyma kredens.
Marcin M.


sobota, 6 kwietnia 2013

DOMOSTWO. ZAMIESZKIWANIE. GOŚCINNOŚĆ



Wskazują na nie otwarte drzwi zapraszające, by wejść i poczuć się jak u siebie.

„Pozornie dom jest jedną z rzeczy poręcznych, takich samych, jak młotek wbijający gwoździe czy nóż krojący chleb” – jak pisałem w innym miejscu.
Emmanuel Lévinas – filozof, który domostwu poświęcił szczególnie dużo miejsca – twierdził, że istotnie dom należy do „zestawu rzeczy koniecznych dla życia człowieka.  Chroni go przed złą pogodą, ukrywa przed nieprzyjaciółmi bądź natrętami. A jednak w systemie celów, w jakim toczy się ludzkie życie, dom zajmuje miejsce szczególne”.

Ta szczególność polega na tym, że dom służy skupieniu. To zaś – że ponownie odwołam się do swojego wcześniejszego tekstu – „jest koniecznym warunkiem istnienia człowieka w świecie - warunkiem owocnej pracy, zmagania, rywalizacji, rekreacji czy czerpania rozkoszy. Świat bowiem do tego by istniał, musi się odróżnić czy dookreślić, poza tym, by odczuć bogactwo i inność świata trzeba mieć szansę na to, aby się nim cieszyć, by w spokoju je trawić, dając odpór bodźcom znieczulającym na kolejne doznania. Stara to mądrość, że prawdziwe smakowanie potrzebuje ciszy i czasu, pochłonięcie zaś przez chaotyczny strumień przeżyć niesie ze sobą tylko znieczulenie i pustkę”.

Ale dzięki otwartości i gościnie dom służy także prawdzie rzeczy.
Gość bowiem wyrywa rzeczy z relacji posiadania – mówi Lévinas. Tym samym przywraca im samodzielność, pozwalając jawić się niezależnie od wartości i znaczeń, jakie im przypisałem; umożliwiając umieszczenie ich w innym kontekście i poznanie niejako od nowa.

***
Dało się to odczuć wczoraj w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Łódzkiego.
Drzwi otwarte, przygotowane pod czujnym okiem Wioletty Kazimierskiej-Jerzyk stały się właśnie wydarzeniem gościnności, zaproszeniem Innych do zadomowienia się w świecie filozofów i okcydentalistów.

Cieszy zatem, że zaproszenie to (nieocenioną jego doręczycielką była Paulina Filipczak) spotkało się z odzewem. Jego pięknym wyrazem był fakt, że jedna z goszczących u nas osób przyjechała aż z Terespola!

Domownicy (i wykładowcy, i studenci) podarowali Gościom swój czas przeznaczając go na dialog. Odpowiadając na stawiane pytania Andrzej Maciej Kaniowski tłumaczył, czym jest okcydentalistyka. Mówił o kompetencjach i postawach, które wykształcają studia filozoficzne i okcydentalistyczne. Paweł Grabarczyk podkreślał ich znaczenie w kontaktach z pracodawcami, których można zaskoczyć precyzją i kreatywnością myślenia, siłą argumentacji, językowym pięknem wypowiedzi. Et cetera, et cetera

***
Spotkanie poprzedził quiz, przygotowany przez Justynę Czupiłkę, Alicję Markiewicz, Karolinę Moszkowicz, Jowitę Mróz, Annę Ostrowską, Tomasza SzczęsnegoSonię Szechowską, Justynę Wojtczak oraz Rafała Wrońskiego pod opieką Kazimierskiej-Jerzyk. Wykorzystując fragmenty muzyczne (Obrazki z wystawy Modesta Musorgskiego, Karnawał zwierząt Camille’a Saint-Saëns’a), filmowe (Mały wielki człowiek, Naga broń), poetyckie (Asnyk, Hesse, Naborowski, Niemcewicz) oraz reprodukcje dzieł sztuki (m. in. Giotta i Duchampa) Goście wciągnięci zostali w grę, dzięki której zapoznali się z pojęciami mimesis, diegezy czy intertekstualności.
W nagrodę otrzymali dyplomy, książki oraz numery Art Inquiry.

***
By dom był domem, by służył skupieniu i odzyskaniu prawdy rzeczy, konieczne jest – jak uczy Lévinas – doświadczenie „milczącej kobiecości”. Nie idzie tu, rzecz jasna, o związaną z kobietami stereotypową rolę społeczną, ale o niezbędny dla domu wymiar wewnętrzności i mowy, która nie jest pouczaniem, ale przyjmowaniem i schronieniem.
Dla hermeneuty wymiarem tym jest uobecniająca się tradycją, mądrość (w jej sensie moralnym i poznawczym), która przygotowała to, co istnieje obecnie.

Goście – dzięki wysiłkom Kazimierskiej-Jerzyk, Krzysztofa Kędziory i wszystkich obecnych – mogli tej tradycji doświadczyć. W pluralizmie światopoglądowych, naukowych i studenckich perspektyw (widocznych choćby w tym, że studenci filozofii już od pierwszego semestru zapoznają się ze wszystkimi istotnymi subdyscyplinami filozofii tak, by samo mogli je zhierarchizować, a studenci okcydentalistyki od zarania współpracują tak z muzeami, jak z biurami podróży), w demokratyczności toczących się rozmów, w praktykowaniu humanistyki, a nie tylko w teoretyzowaniu.

***
Tą demokratyczną wielością i „praktycznością” zaraził ducha UŁ – jak pisze Maria Janion – pierwszy rektor uczelni: Tadeusz Kotarbiński.

Dla tego ducha warto na tej uczelni studiować.
Instytut Filozofii kształci bowiem takich humanistów, dla których humanistyka jest odkrywaniem zapoznanych wymiarów ludzkiego, wyrywaniem egzystencji ze stanu niewyrażalności (znów Janion), zmaganiem się z traumami człowieczego losu. 


mgr Marcin Bogusławski

wtorek, 26 marca 2013

PARADOKS SCHIZOFRENIKA



Ostatnio wydaje mi się, że coraz mniej rozumiem... Coraz mniej jest sytuacji, w których mógłbym się swobodniej wypowiedzieć a zarazem coraz więcej jest kontekstów które z trudem potrafię wychwycić. Są też takie sytuacje, gdy interpretacja tak bardzo zniekształca obraz, który jak wcześniej się wydawało – jest całkowicie przez nas zrozumiany. Z ręką na sercu muszę przyznać, że myśląc o Locie nad kukułczym gniazdem jako próbie odzwierciedlenia i krytyki totalitaryzmu, odbieram książkę Kena Keseya oraz film Milosa Formana inaczej niż wcześniej odczytaną przeze mnie historię terroru i bezsensownego torturowania pacjentów w zakładzie psychiatrycznym. Obecnie z jednej strony jest problem z właściwą intencją autora, kontekstem dziejów w których tworzył i żył, zaś z drugiej – z jego pomysłowością, wyobraźnią i związkami jakie zauważył pomiędzy interpretowaną treścią i całkowicie inną, która faktycznie byłaby do pogodzenia. Wygodnie nam pogodzić jednego filozofa z drugim, psychologa z innym specjalistą po fachu, czy łączyć ich z wartościami, które ładnie się ze sobą zgrywają. Tragedią jest to, iż najwłaściwsza weryfikacja – czyli porozumienie z autorem myśli, pisma, czy innego przekazu kulturalnego często jest niemożliwa, bowiem ów artysta nie może się już na jej temat wypowiedzieć (nie możemy spytać np. Levinasa, Arystotelesa, Kanta czy też Wittgensteina jak rozumieć ich myśl, czy można ją skonfrontować z współczesnymi koncepcjami). Możemy jedynie liczyć na własną próbę zinterpretowania danego dzieła, choć wydaje mi się, że najwłaściwsza w tym miejscu będzie też doza samokrytycyzmu – uznania, że też możemy się mylić.
Chciałbym dorzucić jeszcze coś od siebie, by wzmocnić moją tezę o trudności interpretacji. Kiedyś udało mi się wymyślić paradoks schizofrenika, który wchodził w skład pracy zaliczeniowej do profesora Łukowskiego. Paradoks ten zakwalifikowałem do grupy „paradoksu stosu” związanego z problemem nieostrości. Jestem tym samym ciekaw, jak można zinterpretować ów paradoks i do czego mógłby się waszym zdaniem odnosić. Oczywiście, mam konkretny problem, który miałby zostać naświetlony i uwydatniony przez paradoks schizofrenika – chciałbym jednak zobaczyć, czy można go interpretować w inny sposób.


                    Paradoks schizofrenika

Załóżmy, że mamy wyspę na środku oceanu. Dookoła słychać wyłącznie szum fal i krzyk mew. Brak również na tej wyspie jakiegokolwiek dostępu do cywilizacji. Znajduje się na niej 10 osób chorych na schizofrenię paranoidalną. Nie wiadomo w jaki sposób na tej wyspie się znaleźli. Jedynym co jest wiadome jest fakt, iż prowadzą na niej normalne życie oraz, że porozumiewają się ze sobą w jednym języku. W wyniku choroby na którą wszyscy cierpią – mieszkańcy potrafią wygenerować sobie osobę[1], która w rzeczywistości nie istnieje[2] oraz dokładnie ją opisać. Fantazmat ma na imię Thomas, jest niemową, większość czasu spędza w swoim bungalowie ma jednak swoje zwyczaje, które większość wyspiarzy zdążyła zaobserwować (np. że o konkretnej godzinie idzie kąpać się w morzu, o innej  kładzie spać, itd.). Co więcej, potrafią z nim konwersować (konwersacja będzie mylącym słówkiem po założeniu, że fantazmat jest niemową więc możemy spokojnie przyjąć, iż porozumiewa się z nimi językiem migowym). Słyszy on jednak normalnie to, co się do niego mówi. Co więcej, Thomas, który jest wyłącznie fantazmatem jest uznany za pełnoprawnego członka wspólnoty, która żyje na wyspie. Można teraz przejść do opisu fantazmatu. Thomas ma swoje zadanie na wyspie, którym się aktywnie zajmuje (trzeba założyć, że to zadanie nie zostawia po sobie fizycznych śladów, takich jak np. notatki na korze drzewa) Może to być, np. obmyślanie własnej filozoficznej teorii. Jest on niebieskookim blondynem ubierającym się w taki a nie inny sposób (bardzo ważne jest założenie, że wszyscy mają zgodny opis co do jego wyglądu). Thomas z racji tego, że nie jest zbyt rozmowny, nie wchodzi w częste dysputy z innymi członkami wyspy, lecz raczej prowadzi samotny tryb życia. Żyją oni jednak w harmonii na swojej wysepce. Teraz należy założyć, że rozbija się samolot i uderza w ocean otaczający naszą małą wyspę. Jest to poważna katastrofa z której ratuje się jedna osoba. Samolot znika jednak z radaru, nikt nie potrafi przez to ustalić, co się z nim stało. Rozbitek zostaje wyrzucony na brzeg naszej wyspy. Jest to zwykły człowiek, który nie choruje na żadną chorobę psychiczną, można nawet ustalić, że jest takiej a nie innej wiary oraz, że ma konkretne poglądy na świat. Jednym słowem najzwyklejszy przedstawiciel gatunku homo sapiens. Kiedy rozbitek się przebudza leżąc na plaży zauważa, iż wyspiarze już go otoczyli i przyglądają się mu ze zdumieniem. Rozbitek (żeby było wygodniej nazwijmy go George) przeciera zapiaszczone oczy i nawiązuje kontakt z tubylcami. Wyspiarze po kolei przedstawiają się i mówią krótko o sobie (opowiadają o swoim zajęcie, które pełnią na wyspie, np. jedna osoba zajmuje się polowaniem, druga zbieraniem drewna, itd.). Nagle jeden z tubylców wskazuje na puste miejsce i mówi:
To jest Thomas. Proszę wybaczyć, że się nie przedstawił, ale jest niemową. Jego zadaniem jest doskonalenie języka migowego. Zajmuje się również rozważaniami filozoficznymi. Można z nim się komunikować, o ile rozumiesz jego język migowy, który w nauce wcale trudny nie jest.
W czasie kiedy jeden z wyspiarzy opisuje Thomasa, reszta tubylców wzbogaca jego opis mówiąc o jego nawykach (że o tej godzinie idzie się kąpać w morzu, że o innej pije aperitif  itd.). W pewnym momencie George mówi: 
Czekajcie! O co wam chodzi? Przecież ja tu nikogo nie widzę! Chyba wam się coś pokiełbasiło na tej wyspie, bowiem nikogo tu nie ma.. Jest was tutaj dziewięciu. Mogę was policzyć i wykazać, że się mylicie. Nie ma tutaj żadnego Thomasa! 
Oczywiście taka reakcja wywołuje wśród wyspiarzy pewną obrazę. Mówią, że chyba uderzył się w głowę podczas katastrofy samolotu i ma jakieś pustki w aparacie percepcyjnym, bowiem jakimś sposobem oni od kiedy tylko sobie pamiętają, prowadzą zgodne życie wraz z Thomasem i nikt nigdy jego istnienia nie kwestionował. Nalegają nawet aby przeprosił Thomasa, jako pełnoprawnego członka ich małej społeczności i mówią, że jeśli nie uzna go jako wyspiarza, to będzie na tej wyspie musiał radzić sobie sam.

                    Gdzie tutaj jest paradoks?
Problem jaki się tutaj pojawia jest następujący: Na jakiej podstawie możemy stwierdzić, że postrzeganie świata, które wcześniej założyliśmy jako zdrowe u George’a będzie tutaj prawidłowe, skoro znacząca większość (w tym przypadku dziewięć osób) wspólnoty będzie mówić, że jest inaczej? Czy George mówiąc, że Thomas nie istnieje, będzie wypowiadać w takiej sytuacji prawdę czy też fałsz? Możemy założyć, że George nigdy nie wydostanie się z wyspy, stąd też istnieje bardzo duża szansa, że za pięć, czy dziesięć lat uwierzy w końcu w istnienie Thomasa. Czy w takim przypadku, jeżeli uznalibyśmy, że nieprawdą jest, że Thomas zacznie istnieć za pięć, dziesięć lat (kiedy pod wpływem nacisku przeważającej liczby ludzi George uznałby istnienie tegoż fantazmatu)? Czy kryterium prawdy u Georga zmieniłoby się (stąd też wcześniejszy pewnik jakoby fantazmat Thomasa miałby nie istnieć uległ zmianie przekonaniowej)? Inny problem jest taki, dlaczego przy tak konkretnym opisie, który zostałby przedstawiony przez tubylców (jak nawet czynności wykonywane przez Thomasa) nie możemy go uznać za coś istniejącego w rzeczywistości? Ostatnie pytanie jakie może się nasunąć będzie następujące: Kiedy prawdą będzie, że istnieje ktoś taki jak Thomas? Chodzi o to: jak duża ilość ludzi musi uznać jego istnienie, by stwierdzenie, że Thomas istnieje było prawdziwe?

To tyle ode mnie. Wydaje mi się, że wypadałoby się trzymać swoich poglądów, nie odrzucając ich przy pierwszej lepszej konfrontacji. Jeśli ktoś jest ciekaw mojej interpretacji i problemu, który chciałem zobrazować – proszę się do mnie odezwać.

Damian R.




[1]              Nie jestem niestety w stanie podać, czy istnieje szansa wygenerowania przez kilka osób chorych na schizofrenię paranoidalną jednego tworu, którego w ten sam sposób mogliby opisać. Jeżeli jednak taka sytuacja nie byłaby możliwa, można w ramach tego paradoksu założyć, że „chorują na nowy rodzaj niezbadanej choroby psychicznej, powstały na tej wyspie – generujący wyobrażenie przez wymianę informacji między mieszkańcami (jedna osoba powiedziała drugiej, że obserwowała ostatnio fantazmat przy takiej a nie innej czynności, rozmawiała z nim o tym a nie innym, itd.)”
[2]              Można się oczywiście wykłócać na ile istnienie takiego tworu jak fantazmat nie jest istnieniem rzeczywistym, ale załóżmy, że taka osoba nie jest postrzegana przez nikogo poza wyspiarzami.

wtorek, 19 marca 2013

NURKUJĄC W OCEANIE KONTEKSTÓW...


                Pozwolę sobie zacząć od pewnej zagadki , która wydaje się pasować do tego, o czym chcę tutaj napisać. Mianowicie: Tapeta schodzi ze ścian, woda się gotuje, szyby pękają… Czym zajmiesz się najpierw? Obiecuję ujawnić rozwiązanie na końcu tekstu, toteż nie ma potrzeby nerwowego „googlowania” powyższej łamigłówki. Zamiast tego proponuję zastanowić się nad jej treścią i „popłynąć” z nią w dalsze rozważania…

Współczesny świat jest jak ocean złożony z kontekstów, a człowieka można by porównać do łodzi po nim dryfującej. Być może brzmi to bardzo pretensjonalnie, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. Jeśli wyobrazić sobie ocean, ciągnący się po horyzont, a potem umieścić na jego środku niewielką łódkę, by wreszcie stanąć na jej pokładzie i się rozejrzeć, to co będzie można zobaczyć wokół? Bezkres? Pustkę? Innego żeglarza na horyzoncie zdarzeń? Otóż, każda z odpowiedzi jest tak samo zła, jak i dobra. Jako ludzie dryfujący pośród kontekstów, jesteśmy bardzo subiektywnie nastawieni do świata. Jest więc niemożliwością dostrzec na wodzie kogoś innego, albo wziąć na pokład jakiegoś rozbitka. Po oceanie kontekstów pływamy samotnie, a to co nas otacza jest bez znaczenia. Liczy się to co pod wodą – to nad czym się unosimy.

Na chwilę oderwijmy się od oceanu i bezkresu, by zamiast tego przyjrzeć się lepiej kilku faktom, które osobiście uważam za pewnego rodzaju tratwę ratunkową. Może się okazać, że będzie nam wkrótce potrzebna…  Kilkadziesiąt lat temu, pewien uczony (psychiatra, Maxie C. Maultsby) z Uniwersytetu Howarda w Waszyngtonie wpadł na coś ciekawego. 

Próbując wyleczyć stany lękowe u swoich pacjentów, podążał tropem filozofii stoickiej. Wszystkim wydawało się dziwne, że zamiast przepisywać pigułki, psychiatra woli filozofować. Po latach okazało się jednak, że cały wysiłek opłacił się i to bardzo. Dzięki filozofowaniu, uczonemu udało się dojść do bardzo ważnego wniosku: „…istoty ludzkie niepokojone są nie przez rzeczy, ale przez własne spojrzenie jakie na nie mają…”


Znów jesteśmy na wodzie. Pozornie nic się nie zmieniło, ale czy na pewno? Wokół pustka, zaglądamy więc w głębiny. Nurkujemy, ale wokół gęsto od mułu. Nie widać nic poza czubkiem nosa. Pora sięgnąć po magiczną sentencję, żeby „oczyścić trochę atmosferę”. Nie jest ważne, co widzimy, ale jak na to patrzymy. Subiektywność stanowi barierę nie do pokonania, którą nieszczęsne istoty ludzkie zawęziły sobie dziwacznym wynalazkiem. W świecie, który wręcz uniemożliwia nam zmianę sposobu „widzenia”, pojawia się język, który zamiast ułatwić życie, bardziej je komplikuje. Litery, słowa, zdania, dialekty, narzecza, akcenty, samogłoski i spółgłoski etc… są jak rekiny, które czekają tylko, aż zanurzymy się w wodzie. Krążą wokół nas, by w najmniej spodziewanym momencie zaatakować i przerobić nas na miazgę…

Im bogatszy język, tym trudniej wyrazić uczucia i myśli. Wszystko wokół staje się maksymalnie subiektywne, gdy zaczynamy o tym mówić. To rodzi kolejne problemy i frustracje. Nagromadzenie wspomnianego wcześniej mułu staje się tak przytłaczające, że sami wpadamy w paszczę rekinów i przestajemy się zastanawiać, co tak naprawdę chcemy wyrazić. Zaczynamy coraz rzadziej schodzić pod wodę. Trzymamy się powierzchni – wydawać by się mogło – nieskończonej, a tak naprawdę – nieskończenie pustej. Konteksty nie pozwalają nam całkowicie utonąć, słowa pozwalają okiełznać się akurat na tyle na ile trzeba, by można było wyrazić podstawowe pragnienia. Godzimy się z tym i pływamy samotnie po oceanie, od czasu do czasu wpadając na ślady innych żeglarzy.

To miał być tekst dotyczący subiektywności świata, w którym żyjemy. Krótka historia obrazująca niebezpieczeństwa wynikające z kontekstów jakie tworzymy wokół siebie – celowo lub nie. Bajka z morałem, w którym można zawrzeć taką mniej więcej treść:

"Zadaniem sieci jest złapanie ryb,
A kiedy ryby są złapane, sieć jest zapominana.
Zadaniem potrzasku jest złapanie królika,
A gdy królik jest złapany – potrzask zostaje zapomniany.
Zadaniem słów jest przenoszenie idei,
A gdy idee zostają uchwycone, słowa są zapominane.
Gdzież mogę znaleźć tego, który zapomniał słów?
On jest tym, z którym chcę rozmawiać.”
– Zhuangzi (莊子), Prawdziwa księga południowego kwiatu, 26,12

Co z tego wyszło? – sam nie wiem. To o czym chciałem napisać, wyglądało zupełnie inaczej w mojej głowie, ale przecież nigdy nie doświadczamy świata obiektywnie. Każdy odczyta ten tekst inaczej, chociaż posługujemy się tym samym językiem. Cóż począć, obiecałem jeszcze rozwiązanie zagadki:

Tapeta schodzi ze ścian, woda się gotuje, szyby pękają… Czym zajmiesz się najpierw?
Ucieczką – dom się pali.
Rafał W.

wtorek, 12 marca 2013

DIALOG I TOLERANCJA


Dwa lata temu, będąc na meczu koszykówki amerykańskiej drużyny Harlem Globetrotters, słynącej z akrobatycznych popisów i nietypowych sposobów zdobywania punktów, usłyszałem dwa zdania, które niestety nie spowodowały, że poczułem się zażenowany. Najzwyczajniej w świecie, podobnie jak moi kumple, wybuchnąłem śmiechem. 

Podczas gdy jeden z czarnoskórych zawodników robiąc tzw. wsad (kolokwialnie rzecz ujmując) zawisł na koszu, usłyszałem za plecami głos czterdziestoletniej kobiety: „Tee, zobacz jak wisi na tym koszu, jak ta małpa jakaś, widać, że dopiero z drzewa zeszli”. Trzy rzeczy są w tym wszystkim przykre. Pierwsza - te słowa naprawdę padły z czyichś ust, druga - bardzo się z tego uśmiałem, a trzecia - mimo obecności wielu świadków tej wypowiedzi, nikt nie podniósł sprzeciwu. 

Dlaczego zacząłem od tej historii? Poruszę temat tolerancji w naszym kraju, lub raczej jej braku, ale chcę również powiedzieć parę słów o hipokryzji, w której my - Polacy jesteśmy mistrzami. Mimo, że oficjalnie chcę uchodzić za człowieka tolerancyjnego (tak trzeba/tak wypada) wiem, że wcale nim nie jestem. Niech pierwszy akapit, już będzie tego dowodem.

Każdy z nas doskonale zna definicję tolerancji. Wie, czym jest, ba! Nawet uważamy się za tolerancyjnych. Wątpię w istnienie tolerancji w ogóle. Nikt z nas nie jest tolerancyjny. Tak naprawdę to jedynie kwestia kultury osobistej, czy na widok czarnoskórego mężczyzny, szturchniemy kolegę i wskażemy mu „Murzyna”, czy po prostu powstrzymamy się od komentarzy. Nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach nie da się być tolerancyjnym. Tolerancja wywodzi się z łacińskiego czasownika: tolerale, co oznacza „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”. Możemy więc założyć, że tolerować znaczy tyle, co znosić czyjąś odmienność – w szeroko rozumiany sposób. Zapytajmy więc kibica-ultrasa łódzkiego Widzewa, czy jest tolerancyjny wobec kibica ŁKS-u, Legii. Są trzy możliwości, albo dostaniemy w twarz, albo w brzuch, albo gdzieś poniżej pasa, z wielką nadzieją, że nie pozbawi się nas płodności. Czytając to, zadaj sobie pytanie: „Co myślę na widok licznie wchodzących do tramwaju, bardzo głośno rozmawiających Cyganów?” Może to nieuczciwe z mojej strony, ale zakładam, że nikt z Was nie myśli sobie : o, tej starszej cygance muszę ustąpić miejsca, a i może dam pieniążek tym żebrzącym dzieciom, co by miały na bułeczkę”. Prawda jest okrutna, każdy z Was ją zna. Tolerancja, jeśli w ogóle coś takiego w dzisiejszych czasach istnieje, to nic innego jak sztuka milczenia, nie wypowiadania tego, co się myśli na widok ortodoksyjnych żydów, czarnoskórych itd. Każdy z Was zna, co najmniej kilka dowcipów o obu z tych grup, całkiem możliwe, że część z nich sam Wam opowiedziałem. 

Polacy są hipokrytami, nikt nie chce się przyznać do braku tolerancji. Po roku 2000, gdy Emanuel Olisadebe dołączył do drużyny narodowej piłki nożnej, po meczach w reprezentacji był noszony przez kibiców na rękach, podczas meczy ligowych obrzucany był bananami. A może osoby uchodzące za elitę polskiego narodu dają nam dobry przykład? Co zatem twierdzi Lech Wałęsa o homoseksualistach? Co twierdził Korwin-Mikke o para-olimpiadzie? Możemy powiedzieć, „nie mam nic do żydów”, to można zrozumieć, ale spróbujcie się na ich widok powstrzymać od opowiedzenia dowcipu z nimi w roli głównej. A to nie jest tolerancja. 
Życie to nie ptasie radio, nie przyleci ptasia milicja i nie ogarnie tego syfu. Nam pozostaje sobie kwilić, ćwierkać i uchodzić za prawych i sprawiedliwych. Nie pozostaje nam nic innego jak liczyć na łaskę ze strony, tego który nas tam obserwuje. „Ale zbaw mnie od nienawiści, ocal mnie od pogardy Panie” jak śpiewał Kaczmarski. ( Modlitwa o wschodzie słońca ). Witajcie w XXI wieku.

Słowo tolerancja, myślę, że może i przypadkiem, stała się dla mnie słowem klucz ostatnich zajęć. Prawdopodobnie wielu z was się ze mną nie zgodzi, ale liczę ze napisze o tym pod moim wpisem. Liczę się z krytyką z Waszej strony i chętnie zamienię ten temat w dyskusję.

Kamil B.

SZUKAJĄC ŚWIĘTEGO GRAALA NASZYCH FASCYNACJI



"Tworząc nowe, jakości i stawiając nowe pytania…"

Jeśli stanę przed Wami i będę pokazywać tabliczki z kolejnymi słowami bądź zwrotami takimi jak: Metafora, fikcja, Narracja to, jakie bęʣie Wasze pierwsze skojarzenie? Zapewne pojawią się odpowieʣi: Poezja! Literatura! A jeśli do tych trzech słów dodam cztery inne: Harmonia, Dźwięk, Słowo, Melodia? Jakie wówczas bęʣie wasze skojarzenie? Muzyka, pewnie zakrzyknie wielu z Was. A jeśli do powyższych dodam kolejne? Przedstawienie, Kreacja, Taniec? Co teraz powiecie? Teatr? Opera? A może Musical? A co jeśli zadanie skomplikuje jeszcze barʣiej i pokażę Wam kolejne słowa, takie jak, Akcja i Głębia? Co tym razem przyjʣie Wam na myśl? film? A może Kino jako pewna zamknięta całość?
            A jeśli, poprzez wyżej wymienione, chcę opowieʣieć Wam o czymś, co dla mnie jest połączeniem tych wszystkich słów, czyli: metafory, fikcji, narracji, harmonii, dźwięku, słowa, melodii, przedstawień, kreacji, tańca, akcji i głębi oraz niezliczonej wręcz ilości określeń, a także zwrotów, takich jak np.: płaszczyzna, przestrzeń, niepokój, piękno czy bogactwo? Czy teraz bęʣiecie w stanie odpowieʣieć na pytania: O czym jest ten post? Jaki termin próbuję Wam przedstawić? Definicji, jakiego słowa szukam?
            Jeśli tak, to wspaniale! Na pewno sami teraz jesteście w stanie dołożyć jeszcze wiele wyrażeń opisujących ten niemożliwy do obiektywnego określenia termin. Jeśli jednak nadal nie wiecie, spróbuję Was jeszcze trochę naprowaʣić. Posłużę się tu cytatem:

„(…) dominuje tzw. anty…, która uderza w tradycję i nieomalże chce ją fizycznie zlikwidować lub odesłać ją do lamusa historii. Z drugiej strony lansuje ona poetykę tzw. wolności i kreatywności, kiedy to istota … jest nieskrępowana niczym swoboda i każdy … jest wtedy sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem, nie obowiązują go żadne zasady i kanony. Wtedy … nie ma żadnego związku z prawdą, czyli zgodności z celem życia luʣkiego (a … ma to życie doskonalić we wszystkich aspektach) i z zasadami moralnymi.”
                                          – Henryk Kiereś, filozof –


            Aby nie było zbyt prosto pozwoliłam sobie wykropkować termin, który usiłuję Wam przybliżyć. Wiem, wiem, nie ułatwiam wcale zadania, jednak biorąc pod uwagę wieloznaczność pojęcia, nie czuję się absolutnie winna, iż sieję zamęt w Waszych umysłach poprzez dodawanie kolejnych określeń i pojęć związanych z tą ʣieʣiną.
            Ale dam Wam ostatnią już wskazówkę zamieszczając jeszcze jeden cytat, co prawda również wykasuję poszukiwany termin, jednak mam, naʣieję, że tym razem nie bęʣie wątpliwości, iż poszukiwanym terminem jest … Ah! Rozpęʣiłam się trochę! Najpierw cytat, który obiecałam:

„Nieporozumienia, błędne interpretacje – to są czynniki, które pchają … naprzód tworząc nowe, jakości i stawiając nowe pytania. Archiwum – jak absolutnie każdy żywy organizm – żyje i nieustannie podlega zmianom, mnożąc w nieskończoność obrazy samego siebie. Elementy zanegowane i odrzucone w procesie archiwizacji pojawiają się później, jako ciemna materia naszej podświadomości.”
 – Agnieszka Polska, fotograf –
            Mam, naʣeję, że teraz nie ma już wątpliwości, że ʣisiejszy post sponsoruje SZTUKA.
***
            Dla mnie, Sztuka – celowo przez duże S – tosubtelność podszyta wyuzdaniem. To ciągły flirt kochanków, którzy pożądanie przekuwają w destrukcję. Sztuka – niczym Ouroboros – pożera samą siebie i bezustannie się odraʣa. Jest harmonią ujętą w chaotycznym tańcu barwnych plam w rytm sekwencji nieskładnych dźwięków. To, w końcu przedmioty coʣiennego użytku, na które, pewnego dnia, ktoś postanowił spojrzeć inaczej
***
            Sztuka i ʣiś zawiera w sobie to pierwotne techne, oznaczające doskonały wytwór luʣkich rąk, rzemiosło wręcz. A mimo to dla każdego znaczy, co innego, ponieważ nikt nie potrafił zdefiniować jej w sposób doskonały. Jeśli kiedykolwiek to się stanie bęʣiemy mogli powieʣieć, że został odnaleziony Święty Graal naszych fascynacji
            
Justyna W.

PODRÓŻ NA START



Wsiadam do autokaru relacji Łódź – Poznań, zajmuję miejsce na samym końcu. Rozsiadam się,  po czym wyjmuję książkę. Otwieram ją trochę z przymusu, trochę z uwielbienia, jednak czytam ją... Dosiada się do mnie niezbyt urodziwy młodzieniec, na oko lat 19. Pewnie jest na I roku – myślę sobie. Wygląda na inteligentnego, takiego co to lubi porozmawiać ze współpodróżnikami. Niedobrze, przecież muszę się uczyć. Ku mojemu zdziwieniu pan kolega nie odezwał się ani słowem, aż do przerwy w Turku. Piętnaście minut postoju na stacji inspirowanej ewidentnie stylem a la Gierekwykorzystałam na przewietrzenie się, paląc papierosa. Książka została na użytkowanym przeze mnie siedzeniu. Pewnie myślicie, że ktoś mi ją ukradł, że może ten młodzieniec?

Nie, nie, wręcz przeciwnie – wracam do autokaru, a tam co widzę? Mój współpodróżnik patrzy się na książkę, wzrokiem który nic nie przekazuje. Lekko poddenerwowana zabieram książkę z pola Jego widzenia, wracam do czytania. Chłopak długo nie wytrzymał. Przepraszam – zagaja po pięciu minutach. Ty też studiujesz na Polibudzie? Jego pytanie, mówiąc kolokwialnie, wcięło mnie tak, że przez dwie minuty nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie czułam się urażona, po prostu nie miałam pojęcia skąd przyszło mu to do głowy. Zapytałam więc dlaczego tak sądzi. Wiecie dlaczego? Przeczytał tytuł mojej książki.  Zaczęłam się śmiać, bo publikacja z którą zostawiłam młodzieńca podczas postoju nosi tytuł „Psy, Hondy i drabina”, a na okładce znajduje się kobieta (ba, Bożena Dykiel! ) na tytułowej Hondzie.  Nie chcąc być nie miła wytłumaczyłam nowemu koledze, że to o teatrze, o Hanuszkiewiczu, a ten motor i ta kobieta to podczas spektaklu, Balladyny ściślej mówiąc, że na egzamin się uczę też powiedziałam, nawet krótko wytłumaczyłam czym się zajmuję. Szymon, bo tak się przedstawił młodzieniec, po krótkim opowiedzeniu o sobie stwierdził, cytuję: „wy humaniści to macie tak strasznie #^*&%$!,  roboty dla was nie ma, a kas w Biedronkach nie przybywa”. Nie ukrywam, chociaż ciągle słyszę, że przecież po moich studiach to pracy nie będzie, że trzeba było iść na prawo albo architekturę, ale najlepiej to na jakąś inżynierię, mechanikę czy mechatronikę, trochę się podirytowałam. Sądzę, że moje podirytowanie dało się odczuć, bo mój współpasażer nie odezwał się aż do momentu, w którym życzył mi „powodzenia na tym egzaminie”, gdy byliśmy już na dworcu w Poznaniu. 


Zastanawiacie się pewnie czemu tak się naburmuszyłam? Przyznam, że sama do końca nie wiem. Próbuję rozgryźć samą siebie od momentu tego spotkania. Może moja wiara w otwartość ludzkich umysłów została zachwiana? Może miałam nadzieję, że ludzie odchodzą od przyklejania metek typu ‘humanista – bezrobotny z wyboru’? Nie, to chyba nie to. Dlaczego więc się obruszyłam aż do tego stopnia, że to zdarzenie przeradzam właśnie w notkę na bloga? Odpowiedź, wierzcie lub nie, jest bardzo prosta. To krótkie spotkanie popchnęło mnie do myślenia: co i dlaczego daje mi prawo do uważania się za humanistkę, czemu chcę być postrzegana jako humanistka i kim właściwie jest humanista?  Poprzez lata edukacji często spotykałam się z osobami, które trudności z opanowaniem przedmiotów ścisłych wiązały z byciem humanistą. Błąd kochani, karygodny błąd. To tak jakby myśleć, że skoro nie umiem prowadzić auta to jestem świetnym mechanikiem, nic bardziej mylnego. A bycie humanistą to o wiele więcej. Fakt, fizyka czy chemia to moje pięty Achillesowe, ale nie to czyni mnie humanistą (za którego, mam nadzieję słusznie, się uważam), lecz zupełnie co innego. Ale może dość o mnie. Kim jest humanista – zapytacie. Dla mnie, bo piszę subiektywnie, to ktoś taki, kto przez zbieranie doświadczeń dochodzi do poznania. Poznania np. siebie, świata czy sztuki. To ktoś, kto przez otwartość umysłu nie zamyka się na jedną dziedzinę nauki, a przez ich szeroki zakres dostrzega ich interdyscyplinarność.  Idąc dalej to osoba, która stara się poznawać rzeczy z różnych perspektyw, tym samym dając sobie szerokie pole do interpretacji. Właśnie, interpretacji – gdy w matematyce odpowiedź zawsze jest taka sama, w humanistyce odpowiedzi jest zawsze tyle, ile osób wyrazi chęć odpowiedzi na pytanie. 


Humanistyka pobudza do kreatywności, chociażby poprzez mnogość dróg którymi można z nią podążać.  Pozwala wyrażać myśli oraz uczucia, jak od wieków robią to znakomici twórcy na przykład poezji, prozy, dramatów, kina czy muzyki. Bycie humanistą to jakby dostanie przyzwolenia na reinterpretowanie, nadawanie nowej jakości, a czasem nawet drugiego życia wytworom, które bierzemy na warsztat. Nie mówię, że zawsze wychodzi to dobrze, ale liczy się podjęcie próby, które zawsze doceniam.  I w końcu, pożyczając z angielskiego ‘last but not least’ -  humanistyka potrafi być lekarstwem dla duszy. W jaki sposób zapytacie? Chociażby dlatego, że psychologia też jest nauką humanistyczną. Ale zostawiając na boku sprawy oczywiste muszę stwierdzić ponownie, że każdy ma swój sposób  uzdrawiania wnętrza humanistyką, a jedyne co mogę zrobić to zdradzić Wam co pomaga mnie. Moja dusza czuje się lepiej gdy w teatrze zobaczę spektakl, który jest stworzony przez w pełni świadomych twórców, kiedy mam co interpretować, nie tylko patrzeć na ładnych aktorów. Moja dusza czuje się lepiej, kiedy setny raz czytając moją ulubioną książkę nadal śmieję się i płaczę na zmianę, za każdym razem odnajdując w niej nowe treści. Moja dusza czuje się lepiej kiedy po obejrzeniu filmu jeszcze pół godziny siedzę wbita w kanapę i nie wiem co powiedzieć. I w końcu, moja dusza czuje się lepiej gdy mam o czym myśleć, o czym dyskutować, o czym pisać i opowiadać. Więc nie pozostaje mi nic innego, by za tak inspirujące i napędzające do działania spotkanie przesłać pozdrowienia. Pozdrawiam zatem kolegę Szymona, studenta Politechniki Łódzkiej, który dzięki swojemu zwątpieniu podbudował moją wiarę.


     Karolina  M.