wtorek, 12 marca 2013

PODRÓŻ NA START



Wsiadam do autokaru relacji Łódź – Poznań, zajmuję miejsce na samym końcu. Rozsiadam się,  po czym wyjmuję książkę. Otwieram ją trochę z przymusu, trochę z uwielbienia, jednak czytam ją... Dosiada się do mnie niezbyt urodziwy młodzieniec, na oko lat 19. Pewnie jest na I roku – myślę sobie. Wygląda na inteligentnego, takiego co to lubi porozmawiać ze współpodróżnikami. Niedobrze, przecież muszę się uczyć. Ku mojemu zdziwieniu pan kolega nie odezwał się ani słowem, aż do przerwy w Turku. Piętnaście minut postoju na stacji inspirowanej ewidentnie stylem a la Gierekwykorzystałam na przewietrzenie się, paląc papierosa. Książka została na użytkowanym przeze mnie siedzeniu. Pewnie myślicie, że ktoś mi ją ukradł, że może ten młodzieniec?

Nie, nie, wręcz przeciwnie – wracam do autokaru, a tam co widzę? Mój współpodróżnik patrzy się na książkę, wzrokiem który nic nie przekazuje. Lekko poddenerwowana zabieram książkę z pola Jego widzenia, wracam do czytania. Chłopak długo nie wytrzymał. Przepraszam – zagaja po pięciu minutach. Ty też studiujesz na Polibudzie? Jego pytanie, mówiąc kolokwialnie, wcięło mnie tak, że przez dwie minuty nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie czułam się urażona, po prostu nie miałam pojęcia skąd przyszło mu to do głowy. Zapytałam więc dlaczego tak sądzi. Wiecie dlaczego? Przeczytał tytuł mojej książki.  Zaczęłam się śmiać, bo publikacja z którą zostawiłam młodzieńca podczas postoju nosi tytuł „Psy, Hondy i drabina”, a na okładce znajduje się kobieta (ba, Bożena Dykiel! ) na tytułowej Hondzie.  Nie chcąc być nie miła wytłumaczyłam nowemu koledze, że to o teatrze, o Hanuszkiewiczu, a ten motor i ta kobieta to podczas spektaklu, Balladyny ściślej mówiąc, że na egzamin się uczę też powiedziałam, nawet krótko wytłumaczyłam czym się zajmuję. Szymon, bo tak się przedstawił młodzieniec, po krótkim opowiedzeniu o sobie stwierdził, cytuję: „wy humaniści to macie tak strasznie #^*&%$!,  roboty dla was nie ma, a kas w Biedronkach nie przybywa”. Nie ukrywam, chociaż ciągle słyszę, że przecież po moich studiach to pracy nie będzie, że trzeba było iść na prawo albo architekturę, ale najlepiej to na jakąś inżynierię, mechanikę czy mechatronikę, trochę się podirytowałam. Sądzę, że moje podirytowanie dało się odczuć, bo mój współpasażer nie odezwał się aż do momentu, w którym życzył mi „powodzenia na tym egzaminie”, gdy byliśmy już na dworcu w Poznaniu. 


Zastanawiacie się pewnie czemu tak się naburmuszyłam? Przyznam, że sama do końca nie wiem. Próbuję rozgryźć samą siebie od momentu tego spotkania. Może moja wiara w otwartość ludzkich umysłów została zachwiana? Może miałam nadzieję, że ludzie odchodzą od przyklejania metek typu ‘humanista – bezrobotny z wyboru’? Nie, to chyba nie to. Dlaczego więc się obruszyłam aż do tego stopnia, że to zdarzenie przeradzam właśnie w notkę na bloga? Odpowiedź, wierzcie lub nie, jest bardzo prosta. To krótkie spotkanie popchnęło mnie do myślenia: co i dlaczego daje mi prawo do uważania się za humanistkę, czemu chcę być postrzegana jako humanistka i kim właściwie jest humanista?  Poprzez lata edukacji często spotykałam się z osobami, które trudności z opanowaniem przedmiotów ścisłych wiązały z byciem humanistą. Błąd kochani, karygodny błąd. To tak jakby myśleć, że skoro nie umiem prowadzić auta to jestem świetnym mechanikiem, nic bardziej mylnego. A bycie humanistą to o wiele więcej. Fakt, fizyka czy chemia to moje pięty Achillesowe, ale nie to czyni mnie humanistą (za którego, mam nadzieję słusznie, się uważam), lecz zupełnie co innego. Ale może dość o mnie. Kim jest humanista – zapytacie. Dla mnie, bo piszę subiektywnie, to ktoś taki, kto przez zbieranie doświadczeń dochodzi do poznania. Poznania np. siebie, świata czy sztuki. To ktoś, kto przez otwartość umysłu nie zamyka się na jedną dziedzinę nauki, a przez ich szeroki zakres dostrzega ich interdyscyplinarność.  Idąc dalej to osoba, która stara się poznawać rzeczy z różnych perspektyw, tym samym dając sobie szerokie pole do interpretacji. Właśnie, interpretacji – gdy w matematyce odpowiedź zawsze jest taka sama, w humanistyce odpowiedzi jest zawsze tyle, ile osób wyrazi chęć odpowiedzi na pytanie. 


Humanistyka pobudza do kreatywności, chociażby poprzez mnogość dróg którymi można z nią podążać.  Pozwala wyrażać myśli oraz uczucia, jak od wieków robią to znakomici twórcy na przykład poezji, prozy, dramatów, kina czy muzyki. Bycie humanistą to jakby dostanie przyzwolenia na reinterpretowanie, nadawanie nowej jakości, a czasem nawet drugiego życia wytworom, które bierzemy na warsztat. Nie mówię, że zawsze wychodzi to dobrze, ale liczy się podjęcie próby, które zawsze doceniam.  I w końcu, pożyczając z angielskiego ‘last but not least’ -  humanistyka potrafi być lekarstwem dla duszy. W jaki sposób zapytacie? Chociażby dlatego, że psychologia też jest nauką humanistyczną. Ale zostawiając na boku sprawy oczywiste muszę stwierdzić ponownie, że każdy ma swój sposób  uzdrawiania wnętrza humanistyką, a jedyne co mogę zrobić to zdradzić Wam co pomaga mnie. Moja dusza czuje się lepiej gdy w teatrze zobaczę spektakl, który jest stworzony przez w pełni świadomych twórców, kiedy mam co interpretować, nie tylko patrzeć na ładnych aktorów. Moja dusza czuje się lepiej, kiedy setny raz czytając moją ulubioną książkę nadal śmieję się i płaczę na zmianę, za każdym razem odnajdując w niej nowe treści. Moja dusza czuje się lepiej kiedy po obejrzeniu filmu jeszcze pół godziny siedzę wbita w kanapę i nie wiem co powiedzieć. I w końcu, moja dusza czuje się lepiej gdy mam o czym myśleć, o czym dyskutować, o czym pisać i opowiadać. Więc nie pozostaje mi nic innego, by za tak inspirujące i napędzające do działania spotkanie przesłać pozdrowienia. Pozdrawiam zatem kolegę Szymona, studenta Politechniki Łódzkiej, który dzięki swojemu zwątpieniu podbudował moją wiarę.


     Karolina  M.       



Brak komentarzy: