wtorek, 19 marca 2013

NURKUJĄC W OCEANIE KONTEKSTÓW...


                Pozwolę sobie zacząć od pewnej zagadki , która wydaje się pasować do tego, o czym chcę tutaj napisać. Mianowicie: Tapeta schodzi ze ścian, woda się gotuje, szyby pękają… Czym zajmiesz się najpierw? Obiecuję ujawnić rozwiązanie na końcu tekstu, toteż nie ma potrzeby nerwowego „googlowania” powyższej łamigłówki. Zamiast tego proponuję zastanowić się nad jej treścią i „popłynąć” z nią w dalsze rozważania…

Współczesny świat jest jak ocean złożony z kontekstów, a człowieka można by porównać do łodzi po nim dryfującej. Być może brzmi to bardzo pretensjonalnie, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest. Jeśli wyobrazić sobie ocean, ciągnący się po horyzont, a potem umieścić na jego środku niewielką łódkę, by wreszcie stanąć na jej pokładzie i się rozejrzeć, to co będzie można zobaczyć wokół? Bezkres? Pustkę? Innego żeglarza na horyzoncie zdarzeń? Otóż, każda z odpowiedzi jest tak samo zła, jak i dobra. Jako ludzie dryfujący pośród kontekstów, jesteśmy bardzo subiektywnie nastawieni do świata. Jest więc niemożliwością dostrzec na wodzie kogoś innego, albo wziąć na pokład jakiegoś rozbitka. Po oceanie kontekstów pływamy samotnie, a to co nas otacza jest bez znaczenia. Liczy się to co pod wodą – to nad czym się unosimy.

Na chwilę oderwijmy się od oceanu i bezkresu, by zamiast tego przyjrzeć się lepiej kilku faktom, które osobiście uważam za pewnego rodzaju tratwę ratunkową. Może się okazać, że będzie nam wkrótce potrzebna…  Kilkadziesiąt lat temu, pewien uczony (psychiatra, Maxie C. Maultsby) z Uniwersytetu Howarda w Waszyngtonie wpadł na coś ciekawego. 

Próbując wyleczyć stany lękowe u swoich pacjentów, podążał tropem filozofii stoickiej. Wszystkim wydawało się dziwne, że zamiast przepisywać pigułki, psychiatra woli filozofować. Po latach okazało się jednak, że cały wysiłek opłacił się i to bardzo. Dzięki filozofowaniu, uczonemu udało się dojść do bardzo ważnego wniosku: „…istoty ludzkie niepokojone są nie przez rzeczy, ale przez własne spojrzenie jakie na nie mają…”


Znów jesteśmy na wodzie. Pozornie nic się nie zmieniło, ale czy na pewno? Wokół pustka, zaglądamy więc w głębiny. Nurkujemy, ale wokół gęsto od mułu. Nie widać nic poza czubkiem nosa. Pora sięgnąć po magiczną sentencję, żeby „oczyścić trochę atmosferę”. Nie jest ważne, co widzimy, ale jak na to patrzymy. Subiektywność stanowi barierę nie do pokonania, którą nieszczęsne istoty ludzkie zawęziły sobie dziwacznym wynalazkiem. W świecie, który wręcz uniemożliwia nam zmianę sposobu „widzenia”, pojawia się język, który zamiast ułatwić życie, bardziej je komplikuje. Litery, słowa, zdania, dialekty, narzecza, akcenty, samogłoski i spółgłoski etc… są jak rekiny, które czekają tylko, aż zanurzymy się w wodzie. Krążą wokół nas, by w najmniej spodziewanym momencie zaatakować i przerobić nas na miazgę…

Im bogatszy język, tym trudniej wyrazić uczucia i myśli. Wszystko wokół staje się maksymalnie subiektywne, gdy zaczynamy o tym mówić. To rodzi kolejne problemy i frustracje. Nagromadzenie wspomnianego wcześniej mułu staje się tak przytłaczające, że sami wpadamy w paszczę rekinów i przestajemy się zastanawiać, co tak naprawdę chcemy wyrazić. Zaczynamy coraz rzadziej schodzić pod wodę. Trzymamy się powierzchni – wydawać by się mogło – nieskończonej, a tak naprawdę – nieskończenie pustej. Konteksty nie pozwalają nam całkowicie utonąć, słowa pozwalają okiełznać się akurat na tyle na ile trzeba, by można było wyrazić podstawowe pragnienia. Godzimy się z tym i pływamy samotnie po oceanie, od czasu do czasu wpadając na ślady innych żeglarzy.

To miał być tekst dotyczący subiektywności świata, w którym żyjemy. Krótka historia obrazująca niebezpieczeństwa wynikające z kontekstów jakie tworzymy wokół siebie – celowo lub nie. Bajka z morałem, w którym można zawrzeć taką mniej więcej treść:

"Zadaniem sieci jest złapanie ryb,
A kiedy ryby są złapane, sieć jest zapominana.
Zadaniem potrzasku jest złapanie królika,
A gdy królik jest złapany – potrzask zostaje zapomniany.
Zadaniem słów jest przenoszenie idei,
A gdy idee zostają uchwycone, słowa są zapominane.
Gdzież mogę znaleźć tego, który zapomniał słów?
On jest tym, z którym chcę rozmawiać.”
– Zhuangzi (莊子), Prawdziwa księga południowego kwiatu, 26,12

Co z tego wyszło? – sam nie wiem. To o czym chciałem napisać, wyglądało zupełnie inaczej w mojej głowie, ale przecież nigdy nie doświadczamy świata obiektywnie. Każdy odczyta ten tekst inaczej, chociaż posługujemy się tym samym językiem. Cóż począć, obiecałem jeszcze rozwiązanie zagadki:

Tapeta schodzi ze ścian, woda się gotuje, szyby pękają… Czym zajmiesz się najpierw?
Ucieczką – dom się pali.
Rafał W.

Brak komentarzy: