Pozwolę
sobie zacząć od pewnej zagadki , która wydaje się pasować do tego, o czym chcę tutaj
napisać. Mianowicie: Tapeta schodzi ze ścian, woda się gotuje, szyby pękają…
Czym zajmiesz się najpierw? Obiecuję
ujawnić rozwiązanie na końcu tekstu, toteż nie ma potrzeby nerwowego „googlowania”
powyższej łamigłówki. Zamiast tego proponuję zastanowić się nad jej treścią i „popłynąć”
z nią w dalsze rozważania…
Współczesny
świat jest jak ocean złożony z kontekstów, a człowieka można by porównać do
łodzi po nim dryfującej. Być może brzmi to bardzo pretensjonalnie, ale w
rzeczywistości wcale tak nie jest. Jeśli wyobrazić sobie ocean, ciągnący się po
horyzont, a potem umieścić na jego środku niewielką łódkę, by wreszcie stanąć
na jej pokładzie i się rozejrzeć, to co będzie można zobaczyć wokół? Bezkres?
Pustkę? Innego żeglarza na horyzoncie zdarzeń? Otóż, każda z odpowiedzi jest
tak samo zła, jak i dobra. Jako ludzie dryfujący pośród kontekstów, jesteśmy bardzo
subiektywnie nastawieni do świata. Jest więc niemożliwością dostrzec na wodzie
kogoś innego, albo wziąć na pokład jakiegoś rozbitka. Po oceanie kontekstów
pływamy samotnie, a to co nas otacza jest bez znaczenia. Liczy się to co pod
wodą – to nad czym się unosimy.
Na chwilę
oderwijmy się od oceanu i bezkresu, by zamiast tego przyjrzeć się lepiej kilku
faktom, które osobiście uważam za pewnego rodzaju tratwę ratunkową. Może się
okazać, że będzie nam wkrótce potrzebna… Kilkadziesiąt lat temu, pewien uczony
(psychiatra, Maxie C. Maultsby) z Uniwersytetu Howarda w Waszyngtonie wpadł na
coś ciekawego.
Próbując wyleczyć stany lękowe u swoich pacjentów, podążał tropem filozofii stoickiej. Wszystkim wydawało się dziwne, że zamiast przepisywać pigułki, psychiatra woli filozofować. Po latach okazało się jednak, że cały wysiłek opłacił się i to bardzo. Dzięki filozofowaniu, uczonemu udało się dojść do bardzo ważnego wniosku: „…istoty ludzkie niepokojone są nie przez rzeczy, ale przez własne spojrzenie jakie na nie mają…”
Próbując wyleczyć stany lękowe u swoich pacjentów, podążał tropem filozofii stoickiej. Wszystkim wydawało się dziwne, że zamiast przepisywać pigułki, psychiatra woli filozofować. Po latach okazało się jednak, że cały wysiłek opłacił się i to bardzo. Dzięki filozofowaniu, uczonemu udało się dojść do bardzo ważnego wniosku: „…istoty ludzkie niepokojone są nie przez rzeczy, ale przez własne spojrzenie jakie na nie mają…”
Znów jesteśmy
na wodzie. Pozornie nic się nie zmieniło, ale czy na pewno? Wokół pustka,
zaglądamy więc w głębiny. Nurkujemy, ale wokół gęsto od mułu. Nie widać nic poza
czubkiem nosa. Pora sięgnąć po magiczną sentencję, żeby „oczyścić trochę
atmosferę”. Nie jest ważne, co widzimy, ale jak na to patrzymy. Subiektywność
stanowi barierę nie do pokonania, którą nieszczęsne istoty ludzkie zawęziły
sobie dziwacznym wynalazkiem. W świecie, który wręcz uniemożliwia nam zmianę
sposobu „widzenia”, pojawia się język, który zamiast ułatwić życie, bardziej je
komplikuje. Litery, słowa, zdania, dialekty, narzecza, akcenty, samogłoski i
spółgłoski etc… są jak rekiny, które czekają tylko, aż zanurzymy się w wodzie. Krążą
wokół nas, by w najmniej spodziewanym momencie zaatakować i przerobić nas na
miazgę…
Im bogatszy
język, tym trudniej wyrazić uczucia i myśli. Wszystko wokół staje się maksymalnie
subiektywne, gdy zaczynamy o tym mówić. To rodzi kolejne problemy i frustracje.
Nagromadzenie wspomnianego wcześniej mułu staje się tak przytłaczające, że sami
wpadamy w paszczę rekinów i przestajemy się zastanawiać, co tak naprawdę chcemy
wyrazić. Zaczynamy coraz rzadziej schodzić pod wodę. Trzymamy się powierzchni –
wydawać by się mogło – nieskończonej, a tak naprawdę – nieskończenie pustej.
Konteksty nie pozwalają nam całkowicie utonąć, słowa pozwalają okiełznać się
akurat na tyle na ile trzeba, by można było wyrazić podstawowe pragnienia. Godzimy
się z tym i pływamy samotnie po oceanie, od czasu do czasu wpadając na ślady
innych żeglarzy.
To miał być
tekst dotyczący subiektywności świata, w którym żyjemy. Krótka historia
obrazująca niebezpieczeństwa wynikające z kontekstów jakie tworzymy wokół
siebie – celowo lub nie. Bajka z morałem, w którym można zawrzeć taką mniej
więcej treść:
"Zadaniem
sieci jest złapanie ryb,
A
kiedy ryby są złapane, sieć jest zapominana.
Zadaniem
potrzasku jest złapanie królika,
A
gdy królik jest złapany – potrzask zostaje zapomniany.
Zadaniem
słów jest przenoszenie idei,
A
gdy idee zostają uchwycone, słowa są zapominane.
Gdzież
mogę znaleźć tego, który zapomniał słów?
On
jest tym, z którym chcę rozmawiać.”
–
Zhuangzi (莊子), Prawdziwa księga południowego kwiatu, 26,12
Co z tego
wyszło? – sam nie wiem. To o czym chciałem napisać, wyglądało zupełnie inaczej
w mojej głowie, ale przecież nigdy nie doświadczamy świata
obiektywnie. Każdy odczyta ten tekst inaczej, chociaż posługujemy się tym samym
językiem. Cóż począć, obiecałem jeszcze rozwiązanie zagadki:
Tapeta schodzi ze
ścian, woda się gotuje, szyby pękają… Czym zajmiesz się najpierw?
Ucieczką – dom się
pali.
Rafał W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz